sobota, 21 kwietnia 2012

Na huśtawce

Coś bym chciała napisać - ale nie wiem co.
Dużo się dzieje, dużo emocji, dużo....
Wybrać to co najważniejsze trudno...

Dwa dni finału "Pól Nadziei" za nami.
Było dziwnie, jak na huśtawce.
Coś wyszło, coś nie wyszło, coś przyniosło radość, coś rozczarowanie.
Jest ta sama przyczyna radości i rozczarowania - ludzie.

Ogólnie jest dobrze. Jutro dzień trzeci.
Pobudka o 6:30
i próba zapanowania nad około 70 - osobową grupą młodzieży i dzieci.
Młodzi wolontariusze.
Ubrać, zaopatrzyć w żonkile (które nie wyrosły) balony (które trzeba nadmuchać)
nakarmić, napoić, zadbać o bezpieczeństwo.

Mam rewelacyjne dziewczyny do pomocy - bez nich nic by się nie udało!

W sensie odpowiedzialności zostałam sama.
To trudne, chyba najtrudniejsze.
Tym bardziej boli, gdy na kilka godzin przed kwestą osoby, które nie angażowały się w przygotowania i nie uczestniczyły w podejmowaniu decyzji mają pretensje, że robimy coś źle...

Myślę, że w przyszłym roku będą mogły się w znacznie większym stopniu wykazać.
Beze mnie.

Praca wolontariusza to życie na huśtawce.
Tylko trudno z niej zeskoczyć




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz